|
|
|
Blog został przeniesiony na:
ladylhoux.blogspot.com
Zapraszam !!!!!
14.12.2011
Być kobietą, być kobietą...
Była sobie kiedyś mała dziewczynka, która strasznie zazdrościła mamie, że chodzi do pracy. Dziewczynka ta pasjami nie znosiła swojego przedszkola o wdzięcznej nazwie ``Jagódka`` i nie mogła sie doczekać jak wreszcie dorośnie, i każdego ranka będzie sie żegnać z rodziną krótkim: `` No to cześć. Wychodzę do pracy.``
Pewnego dnia dziewczynka usłyszała w radiu piosenkę Alicji Majewskiej pod tytułem ``Być kobietą`` ...
Pani Alicja śpiewała :
``Być kobietą, być kobietą – marzę ciągle będąc dzieckiem,
być kobietą, bo kobiety są występne i zdradzieckie...
Być kobietą, być kobietą - oszukiwać , dręczyć , zdradzać
nawet , gdyby komuś miało to przeszkadzać.``
Dziewczynka powoli dojrzewała i marzyła o tym , zeby być taką właśnie femme fatale, żyjąca jak jej się podoba i mającą w nosie wszelkie konwenanse.
Na początku wcale jej to nie wychodziło. Była niesforną nastolatką, trochę beksą, trochę plotkarą i trochę buntowniczką, ale nie udało jej sie nikogo dręczyć czy zdradzać, a raczej dręczono i zdradzano ją.
Później przyszły czasy szkoły średniej, matura, wymarzony uniwersytet ,gdzie nikt nie wołał jej po nazwisku, bo na studiach była ``panią``, a z tym kolejne rozterki niby kobiety, ale wcale nie takiej o jakiej śpiewała przed laty Majewska.
Już nie dziewczynka, ale młoda dziewczyna, nie miała pół kilo biżuterii, nie nosiła wielkich kapeluszy i , poza szynką z Pewexu od swych szkolnych wielbicieli ( czasy wtedy były trudne ), i jednego bukiecika stokrotek w samym środku grudnia, nikt jej nie obsypywał różami. Listy były , a owszem. Listy piękne, pełne wzruszeń , listy pisane ręką przyszłego artysty. Te listy dziewczyna zachowała. W jednym z nich jest piasek z jeziora, polne kwiaty i kawałek nieba - ``to wszystko dla Ciebie`` pisał M.
Ale jej to nie wystarczyło.
Chciała`` na bankietach, wernisażach pokazywać się codziennie...``.
Zapakowała więc listy artysty do pudełka, razem z ich romantycznym autorem, i ...zaczęła dręczyć.
Dręczyła z marnym rezultatem, bo akurat nie tych, którzy na to zasługiwali.
Efektem byly połamane serca osób, które te serca dawały jej na nieuzbrojonej dłoni.
Mijały lata, dziewczyna powoli stawała sie kobietą przez duże ``K``, niestety tylko w sensie biologicznym, i wciąż marzyła, żeby wreszcie zostać tą tajemniczą istotą z piosenki.
Lata marzeń , a może lata ciężkiej pracy nad sobą, albo po prostu wrodzona kobiecość, której tak długo nie była świadoma, bo wciąż przejęta swoimi krzywymi nogami i kilkoma krostkami na twarzy, i… stało się!
Z ofiary dziewczyna, a właściwie już wtedy kobieta, stała się łowcą.
Ach, jakie to było ekscytujące!
Przyjaciółki nie milkły, czas płynął w rytmie, wprawdzie nie walca, ale motyli w żołądku, dni były tylko chwilkami.
Rola w głównym filmie jej sie nie trafiła, ale malutki epizodzik owszem.
Romans niebanalny??? Było ich więcej niż palców u jednej ręki.
Czy była kobietą w dobrym stylu?
Nie jej to było osądzać, ale na każdym kroku czuła się jak supermenka.
Wyjechała niespodzianie, porzuciła kilka osob bezpowrotnie i , chociaż nie została muzą dla poetów, adresatką wielkich wzruszeń była na pewno.
Powoli stała się pewną siebie osóbką , która tylko czasami lubiła sobie uronić łzę, głównie z bezradności : w starciu z pająkiem albo na drugim końcu świata, kiedy, oszukana przez biuro podróży, nie mogła z okna dojrzeć morza.
Łamała serca wrażliwym chlopcom i twardym panom, co zresztą na dobre jej wcale nie wyszło, i wreszcie mogła sobie nucić piosenkę z dzieciństwa z poczuciem dobrze wypełnionego obowiązku. Została w końcu, tak jak paniusia Alicji Majewskiej, kobietą w każdym calu.
Tylko, czy będąc taką kobietą była szczęśliwa?
Bywała w pięknych miejscach, spotykała niezwyczajnych ludzi , i cały czas mówiła, że zbiera materiał na historie , które tak się przydają na łożu śmierci, ale wciąż wracała do pustego mieszkania, do zimnego łóżka, sama jadła śniadania i sama jeździła na wakacje.
Żyła intensywnie, ale bez planów na przyszłość, bo jakoś tej przyszłości nie widziała. Liczyło sie tylko ``tu i teraz``, a reszta? Jak Scarlett O`Hara nauczyła się powoli mówić ``Pomyślę o tym jutro``.
Któregoś dnia spotkała mężczyznę, dla którego warto było zmienić się z kobiety, o której napisała Pani Magda Czapińska, w prawdziwą kobietę, taką z krwi i kości.
Została narzeczoną, żoną i w końcu… gospodynią domową.
Teraz spedza dnie prasując koszule,sprzata, nalesniki smaży i, popijając czerwone wino z mężem, o byciu kobieta z piosenki na szczęście juz nie marzy.
``Szaga kara karira czaga, kara kara karira szaga kara karira czaga, kara kara karira czaga ah!``
13.12.2011
Mieć czy nie mieć ?
Mam 39 lat, jestem szczęśliwą mężatką i, w pewnym sensie, spełnioną kobietą. Żyję tak jak mi się podoba i , jeszcze do niedawna, sądziłam, że nie muszę już niczego nikomu udowadniać. A tu proszę, nic z tego. Właśnie dlatego, że mam już 39 lat i czuję , że moje życie jest na właściwym torze, bo: primo - znalazłam mądrego faceta , secundo- wreszcie wiem czego od tego życia chcę, nawet jeśli to czego chcę pozostaje na razie w sferze marzeń, pojawił się nowy dylemat, a właściwie problem, niemalże matematyczny, tylko, że na ten mój problem nie ma, niestety, wzoru.
Problem ma na imię DZIECKO.
Bo ja, kobieta dojrzala, przynajmniej biologicznie, nie wiem czy takowe mieć chce. A że na złodzieju czapka gore, dzieci zaczęły mnie ostatnio z każdej strony osaczać.
Kilka dni temu robiłam zakupy w supermarkecie .
Kupowałam banany, które samemu trzeba było zważyć.
Ponieważ nie lubię ani zakupów, ani supermarketów, chciałam jak najszybciej znaleźć się przy kasie. Nic z tego...
Przy wadze stał tatuś, mamusia i synek, który miał, na oko, z półtora roku.
Chlopczyk postanowił, że będzie ważył, a może to rodzice postanowili, że będzie to fantastyczna okazja na poszerzenie horyzontów pociechy.
Pociecha jednak nie miała pojęcia co waży i nie trafiała we właściwe obrazki, tak więc wydruki z wagi , po weryfikacji przez mamę, jeden za drugim trafiały do kosza, a pociecha miała zagwarantowane kolejne próby.
Zwróciłam więc rodzicom uwagę, delikatnie, że waga to nie zabawka, a w kolejce czeka już kilka osób.
Tatuś uśmiechnął się z politowaniem i protekcjonalnym tonem powiedział: ``Proszę pani , trochę tolerancji, to tylko dziecko``, a reszta kolejkowiczów spojrzała na mnie jakbym była dzieciobójczynią.
Zaplułam się i zamiast odpowiedzieć, że na wszystko jest czas i miejsce, wymamrotałam tylko pod nosem, że ja również mam dzieci, i to dwoje, które czekają na mnie w domu, i w związku z tym bardzo się spieszę ( no bo gdybym powiedziała, że czeka na mnie buldog francuski zapewnie by mnie wywieziono spod wagi prosto do zakładu zamkniętego ).
Ze sklepu wyszłam z bananami i z darmowym biletem na wycieczkę w krainę winowajców. Temat mojej wyprawy: świadome nieposiadanie dziecka i w związku z tym niska tolerancja dla tych wychowywanych bezstresowo i ich rodziców, którzy bezstresowe wychowanie hołubią.
Bo jako kobieta dojrzała nagle przejrzałam na oczy i zobaczyłam bardzo wyraźnie tą najmniej romantyczną stronę posiadania potomstwa.
I nic nie mogę poradzić na to, ze widzę dzieci jako małych terrorystów, którzy nie dość, ze uciskają na pęcherz, żołądek i inne tam organy kiedy są jeszcze w brzuchu matki, to w dodatku skutecznie utrudniają jej życie już po przyjściu na świat, pozbawiając ja snu, wolnego czasu , elastycznej skóry i jędrnego biustu, a w miarę upływu miesięcy potrafią zamienić jej mózg w poszatkowaną kapustę . W kolejce stoi też ruina finansowa, kiedy to trzeba wybierać między nowa kurteczką dla berbecia, a nową parą butów, a wybór taki niemożliwym przecież jest. Ale prawdziwy horror zaczyna się jak dziecko dorasta, idzie do przedszkola i do szkoły, staje się celem dla wszystkich pedofilów świata tego, a później ,nagle, zmienia się w nastolatka, kradnie sąsiadowi strzelbę myśliwską i morduje pół swojej klasy , panią wychowawczynię, dwie bibliotekarki i jeszcze panią ze stołówki, bo daje tylko po jednej porcji frytek na talerz. Potem dzieło naszych genów idzie na studia , albo nie, robi karierę, albo zostaje młodym bezrobotnym, jest pełnym empatii człowiekiem, albo wyrachowanym dupkiem, który , jak już uda nam się doczekać sędziwego wieku, odbiera nam od ust ostatnią szklankę wody.
Ja nie wiem, czy ja na takie ryzyko jestem gotowa.
I ani się tego nie wstydzę , ani nie jestem w tym odosobniona.
Ludzie świadomie decydują się na nieposiadanie dzieci z najróżniejszych powodów.
Córka mojej przyjaciółki powiedziała ostatnio, że dzieci mieć nie chce , bo jest pewna , że będą jej z talerza wyjadać najlepsze kąski.
Jedna z moich koleżanek dzieci mieć nie zamierza, bo nie ma ochoty się z nikim dzielić miłością do swojego męża.
Koleżanka koleżanki boi się , że jak będzie miała dzieci , na starość zostanie bez środków do życia, a ja.....?
Ja po prostu boję się, że nie podołam temu wyzwaniu i że będę złą matką.
Bo w teatrze życia nie ma próby generalnej. Wchodzimy na scenę i …gramy.
A na suflerów za bardzo liczyć nie można, bo właśnie od nich wciąż słyszę: WARIATKA , NIENORMALNA!
Sufler przy orkiestrze mówi: ``Jesteś przecież kobietą. Hormony pomogą ci rozwiać wątpliwości i odnaleźć się w nowej roli.``
Drugi sufler krzyczy ze swojej budki: ``Nie ma się czym stresować, samo się jakoś wychowa.``
A ja na te hormony i na to ``samo się`` za bardzo nie chcę liczyć. Chciałabym być matką świadomą, ale obawiam się, że właśnie przez te hormony może to być niemożliwe.
Czy jest to oznaką mojej nienormalności, czy może głęboko zakorzenionego realizmu i poczucia odpowiedzialności za to, co przez niewłaściwą decyzję i totalny brak gotowości mogę zafundować i sobie, i małemu człowieczkowi , i światu.
Ja nie wiem czy w dobie siedmiu miliardów ludzi zamieszkujących naszą planetę należy sprowadzać na nią jeszcze parę miliardów powoli doprowadzając ją do zagłady.
A skoro już przy statystykach jesteśmy, nie chce na świat wydawać dziecka tylko po to, żeby bilans był właściwy i miał kto pracować na moją emeryturę, bo na tą zapracuję sobie sama, ale czy będę w stanie ukształtować człowieka przez duże ``C`` ?. Oto jest pytanie !
Bo jako rodzice dajemy dziecku życie, staramy się je wychować jak najlepiej, a później możemy tylko mieć nadzieję, że będzie dobrze.
Kupiłam więc sobie psa, który zarówno dla mnie jak i dla mojego męża ma być rozgrzewką przed meczem życia.
Przyniosłam do domu 10-cio tygodniowego szczeniaczka, który od pierwszego wejrzenia zawładnął moim światem do tego stopnia, ze każdy dzień witam dając mu soczystego całusa w nos.
Szczeniaczek ten wyrósł na grzecznego, kochanego psa.
Czekamy więc z mężem cierpliwie i jak przydarzy się bebe, postaramy się go/ją wychować jak najlepiej, a później będziemy mieć nadzieję, że wyrośnie na porządnego człowieka...
A jeśli zostanie upiorem w moherze?
No cóż, wtedy zapewne powiem: ``A nie mówiłam`` i sama, dobrowolnie, wybiorę się na kolejną wycieczkę do krainy winowajców...bez biletu powrotnego albo... uprzedze to nieszczescie i nie zostane mama!!!!!!!!!
|
Strone odwiedzilo już 30164 odwiedzający |
|
|
|
|